Ten oto fragment wzbudził olbrzymią radość Dziecka Kwiat. Mały Superbohater dołączył do siostry, chociaż wątpię, żeby zrozumiał szczegóły straszliwego planu Muminka.
Niektórzy szukają w książkach dla dzieci życia, jakie chcieliby tym dzieciom oferować, radości, beztroski, dobra, AP, NVC, innych ciekawych skrótów, miłości („w przystępnych cenach" - nie mogłam się powstrzymać). Dla tych właśnie rodziców książka "Muminki - komiksy" kompletnie się nie nadaje. Tam są rozczulające przykłady kompletnego nieradzenia sobie z sytuacją, unikania konfrontacji, braku zrozumienia dla rzeczywistości i siebie nawzajem. Oni chcą dobrze, a wychodzi jak zwykle.
Krótko mówiąc - książka dla mnie. I moich dzieci. Do bólu prawdziwa. Złośliwa i ironiczna. Rzeczywistość do pogadania i pomyślenia. Bo czy można kompletnie olać potrzeby mamy Muminka. No pewnie, że można, co to, dzień matki, czyco, żeby ktokolwiek słuchał o tym, że ona nie chce płynąć na rivierę? Albo może okraść bogatą ciotkę, bo właściwie, kiedy jest się Ryjkiem to ma sens.
Mimo to oni są niesamowici w relacjach. Tacy prawdziwi, czasem złośliwi, czasem zmęczeni, czasem mają dość, żadnych upiększeń. To takie naprawdę ludzkie, zwyczajne trolle.
Oczywiście mają przygody. Zbóje, bezludna wyspa z przodkami, hotel dla gwiazd (spojler - Migotka wygrała w ruletkę), dom opanowany przez Hatifnatów. Oczywiście wychodzą cało nie zawsze najprostszą i najskuteczniejszą drogą.
Książka należy do Małego Superbohatera. Dostał na urodziny, więc się przejmuje, ale bardziej treść i wszystkie niuanse, których jest całkiem dużo rozumie Dziecko Kwiat.
Tove Jansson rysuje jak zwykle - prosto, zaskakująco, bez zbędnych upiększeń. Czysta forma, a ja ostatnio lubie czyste formy.
Dlatego polecam. Niektórym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz