piątek, 27 lutego 2015

Gadu Gadu Kwa Kwa czyli podstawy ekologii behawioralnej

Dzieci i ryby głosu nie mają. Podobno. Moje dzieci mają głos i to donośny. 
"Gadu gadu kwa kwa" to rodzaj słownika w połączeniu z poradnikiem kulturalnym zwierząt różnych.

Jest o tym, ze należy sikać wysoko i dlaczego. Po co komu elektryczność? Jak gaworzą małe delfinki? Czego ryby uczą się w szkołach? To nie jedyne ciekawie zadane pytania.

No i czasem pewnie byłoby trudno się dogadać. Np. sygnały zapachowe ludzi są dużo mniej oczywiste niż mrówek. Całe szczeście, ze niektórym zwierzętom całkiem dobrze idzie ludzki.

Ostatecznie okazuje się, ze świat zwierząt jest pełen sygnałów, wiadomości, słów, napisów, drogowskazów, graffitti, reklam i zwietrzałego spamu informacyjnego.

Młodym się podobało. Mały Superbohater był zafascynowany sposobem na odgonienie lwa stosowanym przez słonie. Wiadomo, duże, groźne i jeszcze sie odganiają porozumiewając się między sobą tajnymi sygnałami. Wcale się nie dziwię zainteresowaniu, same jego tematy.

Dziecko Kwiat się zastanawiała nad najlepszym sposobem powiedzenia "jestem super" i właściwie nie jestem pewna, ale wychodzi na to, że najlepsze są jelenie, bo najgłośniejsze. Fajne też były tematy o kolorach i o kłamaniu na różne sposoby.

Podsumowując: ksiażka o komunikacji wenątrz i międzygatunkowej w wydaniu dla dzieci. Mądrze i prosto napisana chociaż temat wcale nie szczególnie łatwy. Za to wspomaga komunikację międzyludzką i kreatywność, chociaż dobrze, ze nie musieliśmy bawić się w odczytywanie sygnałów zapachowych z wysoko sikanego moczu (Mały Superbohater cieszyłby się sporą przewagą). Gadania po małpiemu dzieciska nie odpuściły.
Także ten... Piu-ak do następnego wpisu.

P.S. Książka biblioteczna. Biblioteka to fajny wynalazek.


poniedziałek, 23 lutego 2015

Żaba z zupą ogórkową

"Sceny z życia smoków" to książka wiekowa. Pierwsze wydanie - 1989.
I nie zestarzała się w tym czasie, no może tylko pepegi.

Książkę dzieciom czyta się trudno. Co chwila ktoś wybucha śmiechem. Jak jeszcze dzieciska to dawałam radę, ale jak już ja się śmiałam, to naprawdę było ciężko.
Bywa w niej brutalnie szczerze: "żabo, masz bardzo brzydkie oczy", smoki nie osiągają zamierzonych celów (żadnego prawie, tylko mur zbudowały), za to mają dobre chęci, łysego psa w saksofonie i termosy z zupą ogórkową. Czyli dają radę.
Jest też krokodyl o licznych talentach, zwłaszcza polecam go jako mentora dla szydełkujących gitarzystów.

I nikt się niczemu ani nikomu nie dziwi. Czy to różowofutrzasty urodzinowy smok, czy dziwne zwierze z poprzedniej epoki geologicznej... Tolerancja pełna. Motyl może się zakochać w 20 000letniej Cheni i nikt się ich nie czepia. Żaba tylko miała pewne obawy, czy nie zostanie zjedzona, ale nie została.

Cała ta ekipa panoszy się w 15 scenach z książki. Są wielkie, hałaśliwe i złośliwe. Strasznie je polubiliśmy i aż trudno się nam było z nimi rozstać.

Oczywiście dzieciska szaleją za nimi tak samo jak ja. Zwłaszcza Dziecko Kwiat, ale to tylko dlatego, że Mały Superbohater miał głowę w myszach w tym czasie. Testowałam również książkę na Księżniczce Zastępczej i okazało się, że można z nią przesiedzieć ponad godzinę i przeczytać Smoki od deski do deski z dużym entuzjazmem i zakazem uciekania do kuchni po kawę w tym czasie.

Do czytania samemu "Sceny z życia smoków" też się nadają, ale wymagają już całkiem pewnego czytania. Więc dla Dziecka Kwiat na jeszcze nie w tej chwili.

Ilustracje też pasują do treści, nie przeszkadzają w czytaniu, chociaż żaba jest za ładna a krokodyl żółty. To zaleta chyba, skoro i tak jada pierogi z jagodami.

Czyli smoki wtarabaniły się z hukiem na szczyty top listy. Polecamy. A wiek to tak od 4 można czytać, ale im starsze dziecko tym więcej podtekstów rozumie, więc spokojnie przez całe najgorsze pierwsze 40 lat rodzicielstwa będzie dobra.

sobota, 7 lutego 2015

Geometria dla starszych ludzi

Dzisiejsza książka ma długą brodę. Napisana w 1978r przez Władimira Żytomirskiego i Lwa Szerwina, w Polsce wydana w 1987. To już wiadomo, że będzie sf albo nauka. Albo i to i to.

"Geometrię dla najmłodszych" mamy z biblioteki. jesteśmy drudzy. Pierwsza była jakaś dziewczynka w 1995r. No i zgodnie z tytułem książka ma opowiedzieć o podstawach geometrii. Trzy ludziki rozmawiają sobie z ołówkiem, kroją prostą na odcinki, ostrzą kąty, porównują, zakręcają krzywe i łamane, mierzą sznurkiem i generalnie dobrze się bawią. Ołówek opowiada bajkę o punkcie, który przeżywa straszliwe przygody i odwiedza miasto trójkątów, czworokątów i kół. Niby nic takiego.

Układ treści jest właśnie taki bardzo "szkolny". Punkt - prosta - półprosta - odcinek - kąt - łamana - figury geometryczne. wg. posłowia w tym czasie był to program 4 klasy, chociaż książka przeznaczona jest dla mniejszych dzieci (kl.1-3). IMO spokojnie można poczytać młodszym, ale faktycznie jeśli czegoś nauczyła to tylko Dziecko Kwiat, Mały Superbohater przeżywał przygody punktu i był zainteresowany, ale nie zauważyłam, żeby cokolwiek z wiedzy do niego dotarło.
Poza tym fajne to posłowie. "Skłaniam się ku opinii tych dydaktyków, którzy drogę do geometrii widzą w ćwiczeniach i zabawach polegających na manipulowaniu klockami, układaniu mozaik, wykonywaniu figur z papieru, klejeniu brył." No ja właściwie też.

Zachodzi efekt prostej i dopasowanej do dzieci historyjki - młode były bardzo wciagnięte. Autorzy dają pomyśleć, zadają pytania, Ludziki są trzy i każdy ma własną odpowiedź, na swój sposób rysuje i mierzy. Poza tym jest dość ciekawie. Punkt i cyrkiel gonią czarny charakter - ZŁĄ gumkę przez pół ksiażki.

Dzieciska wpadły w dziki zachwyt tą książką. "Gelometie pocyyytaj" wył Mały Superbohater. "Ja bym chciała, żebyś poczytała bajkę o punkcie zamiast Adasia i Słonia" - tłumaczyła Dziecko Kwiat (Adaś i Słoń to fajna książka, która podoba się chyba tylko mi...).

Zauważyłam tą książkę w czeluściach biblioteki głównie dzięki ilustracjom Bohdana Butenko. Jak się można domyślić - nie zawiodłam się. Bardzo sympatycznie się tą ksiażkę i czyta i ogląda.