poniedziałek, 21 marca 2016

Mała, bluźniercza Nina

Zainspirowała mnie taka reklama ksiązki. Opis "profanacji Najświętszego Sakramentu" i zapowiedź  cenzury (w końcu w aktualnej sytuacji bardzo prawdopodobnej) naciągnęły na "Małą Ninę" mnie i kilka moich koleżanek. Bo w końcu brzmi ciekawie.
Książkę czytałam sama, bez dzieci, a opisuję, bo wiem, że nie jestem jedyną chętną na kupowanie całej listy ksiąg zakazanych, za to przynajmniej będziecie wiedzieć na co się piszecie.


Zacznę od tego, że "Mała Nina" jest fajną książką. Wciaga, jest pisana łatwym językiem, świat oczami 8-latki przedstawiony jest bardzo realistycznie i brutalnie. Mam 8-latkę, Nina ma ten sam sposób myślenia, taki na wprost, bez owijania w bawełnę, bezpośredni i czasem irytujący.
Dziewczynka stara sie ogarnąć rzeczywistość - rozwiedzionych rodziców, którzy się wiecznie kłócą, Zyskanie i stratę brzydkiego Wangoga (świnki morskiej z naderwanym uchem), relacje z koleżankami i kolegami, a do tego jeszcze wiarę.
I właśnie ta wiara stanowi problem. Nina chodzi na religię, chociaż nie jest ochrzczona, ale postanawia pójśc do komunii, więc mama organizuje chrzest. Potem już Nina cieszy się na białą sukienkę i prezenty, w tym czasie sprawdza jak działa błaganie o przebaczenie "o matko, przebacz mi" w rzeczywistości (mało skutecznie), zazdrości koledze zbitego wazonu (ma jakiś fajny grzech, bo oni to muszą wymyślać), no i w końcu postanawia zachwać sobie Jezusa, ale pechowo jej upada i rozgniata sie na podeszwie. Ninie jest przykro ("nie dość, ze go ukrzyżowali, to jeszcze go zdepnęłam"). I o to ta nasza typowo polska afera.
W ogóle to ona chciałaby porozmawiaż z Bogiem, ale nie tylko tak, że to ona mówi. I nawet jej sie podoba przygotowanie do komunii.
Nie mam pojęcia, jaki target wybrał wydawca.
Książka nie nadaje się dla ateistów, przynajmniej nie wprost,jest za dużo rzeczy związanych z wiarą do przegadania.
Nie nadaje się dla tych prawdziwie wierzących, których oburza ten straszliwy opis profanacji, poza tym sama wiara nie jest w tej książce niczym wzniosłym i wspaniałym. Nawet do szczęśliwego, borejkowego ideału rodziny-co -niedziela-wspólnie-w-kościele Ninie daleko. No i Wangog poszedł do nieba.
I nie nadaje się dla tych, co wierzą przeciętnie i raczej dla imprez, bo po co sie wychylać. Za bardzo wprost opisana jest hipokryzja.
Dlatego Niemcy być może sobie z tym poradzą, ale u nas.. nie widzę opcji.

Z plusów są jeszcze- pełen emocji epizod z Wangogiem, od zakupu po tragiczną śmierć; szczegółowy opis tego jak dorośli niby słyszą dzieci ale w sumie je kompletnie ignorują; pocieszajacy fakt, że po prostu żyje się dalej.

Książkę czytało mi się ją dobrze, boje się zacząć ją czytać z Dzieckiem-Kwiat bo jeszcze zacznie chcieć do komunii. (sukienka, prezenty.), dla młodszych nie nadaje się kompletnie.
Trudno powiedzieć, czy ją polecam. Sami zdecydujcie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz